sobota, 28 czerwca 2014

Prolog

Allie stała właśnie na szczycie drabiny, która opierała się o piękną, dorodną czereśnie, gdy na drzewo obok przyleciała sroka. Dziewczyna nie zauważyła jej, bo nadal przeklinała pod nosem, gdyż musiała zebrać czereśnie z drzewa. Nie byłoby w tym nic złego gdyby nie to, że umówiła się z Rachel, która właśnie na nią czekała. Niestety rodzice pozwolili jej wyjść dopiero wtedy, gdy uzbiera pięć pełnych koszyczków. Czasem byli na prawdę nieznośni.
- Cholera..- mruknęła, gdy nacisnęła jedną czereśnie zbyt mocno i na jej bluzce pojawiła się czerwona plama. Stała właśnie na samym szczycie drabiny w niewielkim ogródku przed domem. tak naprawdę to drabina stała przed ogrodzeniem, na chodniku. Za nią jeździły samochody i spacerowali ludzie, jednak ona nie zwracała na to uwagi. Była tak zła, że po raz kolejny pomyślała, aby TO zrobić. Kiedyś.. kiedyś próbowała, ale bała się... Ztchórzyła...
Kolejny koszyczek był pełny.
- Jeszcze tylko dwa- powiedziała do siebie i powoli zeszła z drabiny aby zanieść zebrane owoce do domu.
Po powrocie Allie nie była już tak zła. Wspięła się na drabinę i zaczęła śpiewać. Od dziecka kochała śpiewanie.
Jakiś czas później kolejny koszyczek był pełny. Dziewczyna chciała zejść z drabiny, jednak koszyk spadł i czereśnie rozsypały się po ulicy.
- Cholera..- przeklnęła po raz setny i podniosła dłonie, po czym uderzyła nimi o drabinę. Ułamek sekundy później pożałowała tej decyzji, gdyz drabina zakołysała się i dziewczyna wiedziała, że wyląduje na ziemi. Jednak tak się nie stało. Zamiast spotkania z twardą, zimną ziemią wylądowała w czyjiś ramionach. Przez pierwsze sekundy była tak oszołomiona, że nie otwierała oczu..
- Uważaj, bo następnym razem cię nie złapę..- usłyszała nad uchem ochrypły, męski głos. Właśnie wtedy otworzyła oczy i go ujrzała. To był on.. Nie mogła się pomylić..